UZUPEŁNIENIE
Zafundowalismy sobie wycieczke na Phi Phi (koszt 950 BHT)
Tradycyjnie jak to juz w Tajlandi zabrano nas spode hotelu – przewieziono do portu – wsadzono na boota i popłynelismy… z Koh Lanta na Koh Phi Phi – ok. 2godzinki
Dotarlismy na Phi Phi, przeładowaliśmy się do małych drewnianych łodeczek i w drogę. Bujało nieźle i na początku strach w oczach, ale człowiek jednak szybko przyzwyczaja się do nowego ;) Pierwszy przystanek i pierwsze snoorkowanie. Cudowna turkusowa woda, cudowne rybki, cudowne skałki a wszystko doprażone promieniami słońca.
Drugi przystanek – Maya Beach. To miejsce jest na kazdej pocztowce, zdjeciu, artykulu Tajlandi i choć mogło by sie wydawać, ze przereklamowane to jednak robi wrazenie!
Tu kolejna niespodzianka i dowod na to jak niezwykle zorganizowanym są narodem. Lunch!!! Ok w ofercie pisalo cos o lunchu, ale nikt nie przypuszczal ze w tak cudownych okolicznosciach przyrody kołysajac sie na hustawce w dzungli z widokiem na turkus Maya Beach przyjdzie nam zjesc cudowny (dla odmiany) ryz z kurczaczkiem, GORACY!!!! Jak oni to robia do tego niebianski ananas i soczysty arbuzek… mniam zyc nie umierac
Ostatni przystanek – wyspa małp hmmm troche przekombinowane te małpy a w tłumie kłębiących się wokół nich turystów cieżko odróżnić kto tu jest „przedstawicielem gatunku“. Może gdybyśmy później nie spotkali na naszej drodze innych małp – może te wspomnienia pozostały by z nami … a tak uleciały bezpowrotnie
Na koniec wycieczki – 2 godzinny czas wolnty. Ach coz to była za męczarnia. Fakt, było niesamowicie goraco, i może dlatego komercyjna czesc Phi Phi nie zrobila na nas zadnego wrażenia. Nie pomogły nawet bananashake… myślelismy tylko o tym by jak najszybciej wsiasc na łódz i wrocic na nasza bezludna wyspe.
Załujemy jedynie, ze nie udało nam sie odnaleźć „punktu widokowego“ bo prawdopodobnie to zrekompensowałoby nam przykre gorace wspomnienia z tego popoludnia.
Droga powrotna zafundowala nam przecudna ochladzajaca ulewę… a wraz z nia powrócił dobry koh-lantowy humor.